nie mam pojęcia, ale liczba nagród nie odzwierciedla talentu. Nagrody najczęściej przyznaje się za udział w komercyjnych projektach prosto z "holiłudu"
To jest w tym najsmutniejsze, komercja i nic więcej, a jest to wybitny aktor. Dobrze że nie mogą mu odebrać fanów i tego że zapisał się w historii kina fantastycznymi kreacjami.
No właśnie, mam na dzieję że w XXII wieku ludzie będą wiedzieć kto to C.Lee a nie Brad Pitt czy jakieś Roberty Pattinsony
A mnie ciekawi jakie tytuły macie na myśli gdy mówicie o Lee? Przez jakie filmy jest on wybitny?
Dla mnie Lee to klasa wyżej i przede wszystkim legenda starych horrorów Hammera. Ma bardzo charakterystyczny i budujący napięcie głos i jego warsztat aktorski jest bardzo szeroki. Tego samego nie mogę powiedzieć o Pittcie, który jest nawet dobrym a czasami bardzo dobrym aktorem, ale przy Lee się chowa i nie wychodzi.
Z tym, że się "chowa i nie wychodzi" to kwestia dyskusyjna - moim zdaniem Pitt należy do czołówki współczesnych aktorów anglojęzycznych, szczęśliwie wyszedł też chyba z koszmarnego okresu swojej kariery stojącego pod znakiem "Pana i Pani Smith" czy "Troi". Gorsze filmy trafiały się jednak również i Lee, to nie jest więc argumentem.
Ciężko zresztą w ogóle porównywać tych dwóch aktorów, obaj reprezentują bowiem inny typ aktorstwa. Lee jest aktorem wybitnie charakterystycznym - do roli tej spycha go jego postura, mimika oraz porażający, hipnotyzujący głos. Pitt z kolei jest materiałem na gwiazdę pierwszego planu - "ładnym chłopcem" który jednak, w przeciwieństwie do wielu innych "ładnych chłopców", potrafi pokazać coś więcej niż tylko jedną minę. To trochę jak z Vermeerem i Picasso - niby obaj byli malarzami, ciężko jednak porównywać ich prace ;)
Ale przynajmniej w jednym się zgadzamy: Christopher Lee jest wybitnym aktorem :)
Oj dyskusyjna ;)
Pitta oczywiście lubię, ma kilka naprawdę fajnych ról w Joe Blacku, Bękardach. Dodatkowo położyłmnie na łopatki w 'Tajne przez poufne' a przede wszystkim w 'Prawdziwym romansie' (mimo małej roli). Ale dla tych filmów mam przeciwwagę w postaci 'Mr & Mrs Smith' i ' Benjamin Button', w których miałgorszą kondycję. Piszę o tym gdyż chciałem uzasadnić moją umiarkowaną sympatię do niego, zwłaszcza po tym 'Buttonie', przy którym strasznie się męczyłem.
Lee też miał koszmarki w kinematografii - zagrał w najgorszych częściach Star Wars, ale mimo poziomu tych filmów utrzymywał dopuszczalny dla niego poziom. Dla mnie on i Pitt to jednak dwa światy. Ale oczywiście szanuję twoją opinię.
Co do Pitta to ogólnie też się zgadzamy, gdyż dla mnie jest ogólnie mówiąc w porzadku.
Cieszę się, że nie jestem jedynym uważającym "Buttona" za przereklamowany i chwilami nudny film ;)
A kończąc wątek: kto ma rację pokaże tak naprawdę historia. Za 50 lat świat kina będzie doskonale o Lee pamiętał - już teraz pamięta lepiej, niż przez większość jego kariery. Czy Pitt dozna podobnego zaszczytu? Sądzę, że tak, jeśli jednak stanie się inaczej to... trudno ;) Nie mój problem ;)
Pozdrawiam.