Dziękuję, że pan Luca Guadanino zrobił film w uniwersum tenisa, który normalnie się świetnie ogląda nawet jak się nie umie liczyć punktów w tenisa. Dziękuję za ultimate bitch Zendaye, za tych uroczych spoconych chłopaków, muzyczkę łączącą imprezę w transformatorze z wrzaskami tenisistów i no w ogóle za to, ze Challengers to wizualne mięso . Czy mi się podobało? WHO WOULDN’T LOVE IT
Oj, po opiniach skrajnych wielu wouldn't love it :) Jak często bywa z produkcjami odchodzącymi od standardu i tego, do czego filmy przyzwyczaiły, mają one też bardzo wielu orzeciwników, którym forma nie podeszła. Ja takie eksperymenty uwielbiam. Mało sympatyczni, ale skomplikowani, wielowymiarowi bohaterowie miłosnego trójkąta. Tak retrospekcje powinny budować fabułę, tak muzyka powinna podbijać obraz. Forma filmu, nietypowa, to jego wielka zaleta, jest to zdecydowanie coś innego od standardu, nie na każdy gust. Plus mocne dialogi, zdjęcia, no i ten szalony, jak to ładnie ktoś określił: anime'owy finał na wysokim C, będący kilkuwarstwowym apogeum relacji, oczekiwań i ambicji dwugodzinnego seansu. Mega!