Jest pewna klamra między tegorocznymi nominacjami do Oscara. Tym, co łączy "Artystę", "O północy w Paryżu" oraz "Hugona i jego wynalazek", jest sentymentalny powrót do przeszłości. O ile Allen
Jest pewna klamra między tegorocznymi nominacjami do Oscara. Tym, co łączy "Artystę", "O północy w Paryżu" oraz "Hugona i jego wynalazek", jest sentymentalny powrót do przeszłości. O ile Allen zajął się samą kwestią starych straconych lat i naszego ciągłego rozpamiętywania minionych czasów (choć były to czasy artystów w prawdziwym tego słowa znaczeniu), o tyle pozostałe dwa filmy łączy hołd. Filmy Scorsesego i Hazanaviciusa powstały z szacunku dla początków kina. W dobie światowego kryzysu takie chwilowe oderwanie od realiów i wspomnienie magicznych czasów jest całkiem kuszące. Reżyserzy nie mogli trafić na lepszy moment.
Martin Scorsese, wybitny współczesny reżyser, do tej pory najbardziej znany z mocnych, trzymających w napięciu thrillerów (jak "Wyspa tajemnic") czy kina gangsterskiego ("Gangi Nowego Jorku", "Chłopcy z ferajny") tym razem postawił na romans z kinem familijnym w dobrym wydaniu. Co istotne, młodemu pokoleniu stara się przekazać ów szacunek do kina, do prawdziwych artystów. W końcu to dzięki braciom Lumiere możemy teraz w domowym zaciszu oglądać nawet najbardziej żenujące produkcje. Co do produkcji filmu, za nią wziął się sam Depp, który z kinem familijnym ma do czynienia od lat. Czy z tej mikstury mogło powstać coś złego?
Do rewelacyjnych obrazów i świetnej reżyserii dopisać można dobrą grę aktorską. Ben Kingsley ("Lista Schindlera", "Dom z piasku i mgły"), który z reżyserem już współpracował (wspomniana wyżej "Wyspa tajemnic") w roli samego Georgesa Méliès. Sacha Baron Cohen jako poszkodowany po wojnie Strażnik Ochrony Kolei, z francuskim wąsikiem, przywodzący nieco na myśl Inspektora Closeau. Nawet najmłodsze pokolenie w filmie (Butterfield oraz Moretz). Wszyscy oni zachwycają. Zwłaszcza Chloe, która sprawdza się w różnych gatunkach. Czy to kino akcji ("Kick-Ass"), komedia ("500 dni miłości"), horror ("Pozwól mi wejść") czy kino familijne, młoda aktorka jest tak samo naturalna, co jej dobrze rokuje.
Jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi, "Hugo..." to film świetny dla młodszych i starszych widzów. Dla niektórych nawet wskazany. Film naszpikowany efektami, ze wspaniałymi zdjęciami Richardsona i genialne oddającą francuski klimat muzyką Howarda Shore'a młodym osobom ma prawo się spodoba. Warto im przeszczepić nieco respektu bijącego z ekranu. By wiedzieli, że "Star Trek", "Gwiezdne wojny", "Dragon Ball", "American Pie" i "Zmierzch" to nie wszystko.